Zgodnie z dyrektywą 2009/136/WE informujemy, że strona ta wykorzystuje własne techniczne pliki cookie oraz korzysta z plików cookie osób trzecich w celu umożliwienia efektywniejszego poruszania się po stronie oraz prawidłowego korzystania z niej.
Home
Agroturystyka
Historie urlopowe
Prezent pożegnalny

Prezent pożegnalny

Niezapomniane przeżycie w górach

Walizki były już spakowane. Urlop w wysokich górach okazał się, jak zwykle, za krótki. Pozostawało nam tylko jedno słoneczne popołudnie. Chcieliśmy je wykorzystać na zrobienie paru ładnych zdjęć.

Stado krów na kolorowej łące pełnej kwiatów, a w tle potężne góry, pokryte śniegiem i oświelone słońcem - obrazek powtarzający się miliony razy. A jednak coś było nie tak. Jedna krowa leżała na boku z napęczniałym brzuchem. „Biedna krowa jest chora“ pomyśleliśmy. A więc nie będzie zdjęć pokazujących „krainę zdrowia i szczęśliwości“ .

Aż nagle się zorientowaliśmy, że ta „krowa nie była chora, tylko się cieliła“. Przed naszymi oczami najpierw pojawiły się nogi, potem głowa, a na koniec - cielątko w całej okazałości. Poród trwał nie dłużej niż pół godziny. Byliśmy tak zafascynowani, że prawie zapomnieliśmy o robieniu zdjęć.

Stado krów zachowało się przy tym dość profesjonalnie. Jedna albo druga ciotka podchodziła co jakiś czas, żeby uspokoić rodzącą i troskliwie polizać ją po głowie. Ale jak cielątko wreszcie przyszło na świat, wszystkie krowy z całej łąki natychmiast się zbiegły jak na zawołanie. Zbliżyły się do matki i dziecka i wyglądało, jakby się kłaniały. Potem obserwowały, tak samo jak my, jak matka się podniosła, lizała cielaka i niewiele później, jak nowy członek stada z pomocą mamy podejmował pierwsze próby stanięcia na nogi.

Słońce świeciło sielankowo, a my nie mogliśmy się napatrzeć na ten mały cud. Kobieta na rowerze przywołała nas do rzeczywistości. „Czy to cielę dopiero co się urodziło?“ zapytała. Potwierdziliśmy. „Skąd Państwo są?“ chciała wiedzieć.“ Z Berlina“. „Z miasta? I byli Państwo świadkami, jak rodzi się cielak?“ „Tak!“ Kobieta pokręciła głową. „Mieszkam tu od dwunastu lat i jeszcze nigdy tego nie widziałam“, mruknęła pod nosem, wsiadła na rower i odjechała.

Dopiero wtedy sobie uświadomiliśmy, jaki piękny prezent pożegnalny zrobił nam Południowy Tyrol. Uśmiechnięci pojechaliśmy następnego dnia do domu i wiedzieliśmy już na pewno, że jeszcze tu wrócimy.

(Relacja z podróży, Heidemarie Roßa)